Co mnie nie zabije to mnie wzmocni! Jeżeli mam to w genach, to i tak zachoruję, więc co będę sobie żałować! Nie raz spotkałem się z taką postawą, jest ona szczególnie wygodna w sytuacji, gdy masz zrobić coś trudnego, coś co wymaga czasem pewnych poświęceń, na które niekoniecznie jesteś gotowy.
Faktycznie, źródłem wszystkich chorób są geny. Te drobinki znajdujące się w jądrach komórek, wytwarzając enzymy zaburzają równowagę i inicjują w organizmie skomplikowane procesy biochemiczne. Jednak aktywność genów nie bierze się znikąd, możemy czasem szczęśliwie przeżyć całe życie nie mając nawet świadomości o skłonnościach genetycznych, które otrzymaliśmy od swoich przodków. Albo możemy mieć mniej szczęścia… Właśnie, czy tylko od szczęśliwego przypadku zależy aktywowanie się, bądź nie, naszych genów? Zdecydowanie nie tylko!
Choroby cywilizacyjne
Jaka choroba przewlekła zbiera obecnie największe żniwo? Wcale nie nowotwór, on jest na drugim miejscu. Choroby układu krążenia są najczęstszą przyczyną przedwczesnej śmierci w wysoce rozwiniętych zachodnich społeczeństwach. Oprócz chorób układu krwionośnego i nowotworu cywilizacje zachodnie są trapione przez inne przewlekłe choroby: cukrzyca, nadciśnienie, nadwaga i choroby autoimmunologiczne.
Szczególną uwagę zwracam na określenie cywilizacje zachodnie, zachodni tryb życia. Jak się okazuje istnieje bardzo silna korelacja pomiędzy położeniem geograficznym, a właściwie ze stylem życia poszczególnych grup ludzi i chorobami, które ich trapią.
Tu się odwołam do źródła wszelkich naszych dolegliwości, genów. Aby dany gen, np. odpowiedzialny za chorobę, zaczął produkować enzymy ją inicjujące, musi zaistnieć “czynnik spustowy“, aktywujący uśpiony wcześniej gen. Jeżeli to nie nastąpi możemy spokojnie i szczęśliwie przeżyć całe życie i godnie je zakończyć w sędziwym wieku. Ten czynnik wyzwalający to nasz styl życia, nasze nastawienie psychiczne, aktywność fizyczna i przede wszystkim nasz codzienny pokarm.
Ja uważam, to jest na razie teza, którą będę próbował udowodnić, że to czy zachorujemy na daną chorobę czy nie tylko w 3% zależy od naszych predyspozycji genetycznych. Cała reszta, czyli 97% to nasz styl życia, który bezpośrednio przekłada się na aktywowanie się, bądź nie, danych genów.
Mały chłopak z misją uzdrawiania świata
Zanim zagłębimy się w niuanse badań i dowodów dotyczących wpływu zdrowego odżywiania na nękające nas choroby przenieśmy się w czasie do połowy 20-tego wieku.
Jest rok 1950, wyobraź sobie młodego chłopca, T. Colin Campbell (obecnie profesor Katedry Biochemii Odżywiania na Uniwersytecie Cornella). Jest piękny letni poranek, 6-ta rano, chłopak już od 5-tej jest na nogach, w jego farmerskiej rodzinie wstaje się wcześnie, niemalże ze wschodem słońca. Chłopak jest już po treściwym wiejskim śniadaniu, zjadł dwa jajka na pysznym bekonie z pieczonymi ziemniakami i popił dwoma kubkami pełnotłustego mleka z porannego udoju.
Treściwy i kaloryczny posiłek, jakże potrzebny podczas ciężkich farmerskich prac, a co najważniejsze – ze świeżych produktów. Rodzina chłopca od lat tak się odżywia, korzystając z płodów ich własnej ziemi, mając świadomość tego, że białko, szczególnie zwierzęce to najlepszy budulec dla organizmu.
Najwartościowsze źródło białka
Faktycznie do tej pory pokutuje przekonanie, że to produkty zwierzęce są najlepszym źródłem białka. Skąd się wzięło? Zapewne z faktu, że tylko mięso w swoim składzie zawiera wszystkie 9 niezbędnych egzogennych aminokwasów – cegiełek, z których nasz organizm tworzy sobie potrzebne białka.
Już od chwili odkrycia białka w 1839 roku przez holenderskiego chemika Gerardusa Muldera jest ono uznawane za najwartościowszy składnik odżywczy – w swoim składzie zawiera go praktycznie każda komórka naszego organizmu. W II-giej połowie XIX wieku białko urasta do miana mitu, pojawia się wtedy opinia, że większe spożycie białka jest przejawem cywilizacji, a nawet kultury.
Świat roślin jest pełen produktów z dużą zawartością białka np. szpinak 44%, brokuł 43,2%, soczewica 31%, jednak faktycznie, aby zebrać wszystkie 9 niezbędnych aminokwasów, nie można jeść tylko jednego rodzaju rośliny. Spożywając różnorodne produkty roślinne bez problemu możemy dostarczyć pełną gamę składników pokarmowych, w tym białka. Konie i słonie nie muszą jeść mięsa, aby być dużymi i silnymi zwierzętami. Nie zmienia to faktu, że do dziś dzień pokutuje opinia, że białko najlepiej uzupełniać produktami odzwierzęcymi, opinia brzemienna w swoje skutki, jak się niebawem okaże…
Wracając do naszego bohatera, chłopiec w przyszłości chce być weterynarzem, chce pracować nad hodowlą zwierząt dostarczających jeszcze więcej, jak się mu wydawało, zdrowego białka. Druga połowa 20-tego wieku to okres, w którym społeczeństwa zachodnie czują szczególną misję ulepszania świata, dzielenia się swoimi osiągnięciami, również w kwestii żywienia. Powstają programy pomocowe mające na celu zmniejszenie, a najlepiej zlikwidowanie niedożywienia, szczególnie w krajach afrykańskich. Nasz bohater ma nadzieję, że dzięki zwiększeniu wydajności hodowli zwierząt domowych, łatwiej będzie dostarczyć więcej białka krajom rozwijającym się i zlikwidować głód.
Niebawem w wieku sześćdziesięciu jeden lat ojciec chłopca przeżywa zawał serca, dziewięć lat później umiera na rozległy wylew. Chłopak jest załamany, był blisko zżyty ze swoim tatą i zastanawia się, jak to możliwe, że zdrowo odżywiający się człowiek, całe życie aktywny fizycznie umiera nękany chorobami cywilizacyjnymi?
Wtedy w umyśle chłopaka zostaje zasiane ziarenko, że może to, co uznaje się w zachodnich społeczeństwach za zdrowe, wcale takie nie jest? Ziarenko, które powoli zaczyna kiełkować i nadaje kierunek całej karierze zawodowej i jak się później okaże diametralnie zmienia dietę całej jego rodziny.
Misja na Filipinach
W 1967 roku T. Colin Campbell obejmuje stanowisko koordynatora uniwersyteckiego na Filipinach, w ramach wdrożenia międzynarodowego programu dożywiania dzieci. Jego celem jest poszerzanie świadomości wpływu roli żywienia na zdrowie dzieci. Poprzez edukację inicjatorzy mieli nadzieję zmienić nawyki żywieniowe ludzi, aby efektywniej wykorzystywali rodzaje jedzenia dostępne w ich rejonie.
Wierzono wtedy, że białko jest najbardziej pożądanym składnikiem pokarmowym i że rozwiąże problemy żywieniowe na Filipinach. Głównym źródłem białka zwłaszcza w głębi lądu okazały się orzechy ziemne (rośliny strączkowe). Wiązał się z nimi jednak pewien problem, z różnych źródeł dochodziły informacje, że te smaczne warzywa strączkowe są często skażone toksyną produkowaną przez grzyby – aflatoksyna (AF). Aflatoksyna była podejrzewana za powodowanie nowotworu raka wątroby u szczurów laboratoryjnych.
T. Colin Campbell musiał więc poradzić sobie z dwoma problemami: zmniejszyć lub zlikwidować niedożywienie dzieci i wyjaśnić zagadkę wpływu aflatoksyny na ewentualne zachorowania na raka wątroby. Rozpoczął prywatne śledztwo, przebadał dostępne w lokalnym handlu masło orzechowe pod kątem obecności aflatoksyny. Wszystkie słoiki z masłem były skażone, czasami dawka przekraczała dopuszczalny poziom nawet trzystukrotnie. Dla odmiany orzeszki ziemne dostępne w handlu nie zawierały znaczących ilości aflatoksyny.
Rozwiązanie zagadki znalazł podczas wizyty w fabryce masła orzechowego. Orzeszki były tam transportowane na taśmach, skąd najlepsze wybierane były do sprzedaży w całości, zaś połamane i niekiedy nadpsute lądowały na końcu taśmy w mielarce na masło orzechowe.
Następnie należało ustalić kto z osób mieszkających na Filipinach jest najbardziej podatny na zachorowania na raka wątroby. Okazały się nimi dzieci – spożywały najwięcej masła orzechowego. To jednak nie koniec rewelacji, pośród dzieci chorujących na Filipinach na raka wątroby największe żniwo choroba zbierała w zamożnych rodzinach. Czym szczególnym dieta dzieci zamożnych różniła się do pozostałych? W najzamożniejszych rodzinach oprócz masła orzechowego spożywano to, co obecnie jada się w społeczeństwach zachodnich. Rodziny te mogły więc pozwolić sobie na większe ilości białka zwierzęcego wysokiej jakości.
W tym momencie ziarenko zasiane jakiś czas temu w głowie T. Colin Campbella zaczęło powoli kiełkować. Może to, co jadają społeczeństwa zachodnie (dużo białka) nie jest takie zdrowe, jak się to wszystkim wydaje? Może białko ma jakieś „ukryte” działanie na nasz organizm, np. jako czynnik aktywujący geny i uruchamiający stany chorobowe?
Jak białko wpływa na rozwój nowotworu wątroby?
Zainspirowany opublikowanymi ówcześnie badaniami z Indii, T. Colin Campbell postanawia wykonać testy laboratoryjne wypływu aflatoksyny na rozwój raka wątroby u szczurów. Są one często wybierane do takich eksperymentów, ponieważ naturalny skład ich diety (białka, tłuszcze, węglowodany) jest bardzo zbliżony do tego, co jada człowiek. Dodatkowo w wieku dwóch lat już dożywają naturalnej starości, co znacząco przyspiesza cały cykl badań.
T. Colin Campbell doskonale zdawał sobie sprawę, że jego badania będą co najmniej kontrowersyjne – białko było wtedy uważane za najzdrowszy składnik pożywienia. Dlatego przed ich rozpoczęciem zadbał o uzyskanie autoryzacji i grantów instytucji poważanych w środowisku naukowym. Nie odbyło się to bez trudności, jednak udało się i badania mogły zostać rozpoczęte.
W trakcie eksperymentu badał wpływ białka na rozwój trzech etapów nowotworu – inicjacja, promocja i progresja. Etap pierwszy (inicjacja) odpowiada dostaniu się czynnika rakotwórczego do komórki. Promocja to etap rozwoju nowotworu w ramach danej komórki, a progresja to sytuacja, gdy nowotwór wymyka się spoza kontroli i atakuje inne komórki.
Do organizmu zdrowych szczurów została wprowadzona aflatoksyna (toksyna ze skażonych orzeszków ziemnych). Gryzonie były karmione dietą o różnej zawartości białka (kazeina, białko z mleka krowiego). Jedna grupa przez całe badanie otrzymywała w swojej diecie 5% białka, a druga 20% białka.
Wyniki badań były spektakularne, wszystkie gryzonie karmione dietą wysokobiałkową zdychały lub były bliskie śmierci z powodu guzów raka wątroby w setnym tygodniu życia. Natomiast zwierzęta, które początkowo dostały tyle samo aflatoksyny i były karmione dietą niskobiałkową, dożywały setnego tygodnia życia w doskonałym stanie – bez żadnych objawów nowotworu.
Podczas tego eksperymentu dieta szczurów była modyfikowana w czterdziestym i sześćdziesiątym tygodniu życia, aby zbadać wpływ białka na odwracalność poszczególnych faz nowotworu (inicjacja, promocja). U osobników, którym już po inicjacji nowotworu zmniejszono w diecie ilość białka z 20% do 5% wzrost guzów zdecydowanie spowolnił w porównaniu do grupy ciągle karmionej dietą wysokobiałkową. Uwidocznia to swoisty mechanizm „włączania” i „wyłączania” raka za pomocą diety, konkretnie za pomocą zmiany poziomu spożywanego białka.
W dalszych pracach T. Colin Campbell postanowił sprawdzić na ile ten mechanizm „włączania” i „wyłączania” jest uzależniony do rodzaju spożywanego białka. Jedną grupę zwierząt karmił jak poprzednio białkiem zwierzęcym (kazeiną), drugą białkiem roślinnym (soja, fasola, groch – rośliny strączkowe). Okazało się, że zwiększenie spożycia białka roślinnego nawet do powyżej 20% zawartości diety nie miało wpływu na „włączenie” raka. Co więcej, zamiana białka odzwierzęcego na roślinne osobnikom z już rozwiniętymi guzami wątroby skutkowało spowolnieniem lub nawet zatrzymaniem się rozwoju choroby nowotworowej.
Dodatkowo osobniki karmione białkiem roślinnym miały zdecydowanie lepszy wygląd (lśniące futro) i były aktywniejsze fizycznie – dwa razy więcej biegały w kołowrotkach specjalnie przygotowanych w klatkach.
Wyniki badań na zwierzętach
Wnioski z kilkuletnich badań przeprowadzonych przez T. Colin Campbell na szczurach są następujące:
- Podawanie w diecie maksymalnie 5% białka pochodzenia zwierzęcego chroniło zwierzęta przed rozwinięciem się nowotworu wątroby zainicjowanego podaniem aflatoksyny.
- Zmniejszenie ilości podawanego białka z 20% do 5% hamowało rozwój guzów nowotworu wątroby.
- Podawanie w diecie większych ilości białka (nawet powyżej 20%) pochodzenia roślinnego nie inicjowało rozwoju choroby nowotworowej.
- Zamiana białka odzwierzęcego na roślinne hamowało rozwój choroby nowotworowej.
- Zwierzęta karmione białkiem pochodzenia roślinnego wykazywały się większą aktywnością fizyczną.
Wyniki badań były faktycznie spektakularne, miały jednak jedną wadę – odnosiły się do zwierząt, a nie do ludzi. Pomimo tego, że proporcje makroskładników w naturalnej diecie szczurów są zbliżone do diety człowieka, nie ma dowodu na to, że działania białka zwierzęcego (kazeina) na włączanie nowotworu u szczurów będzie miało odzwierciedlenie u ludzi.
Potrzebne były kolejne badania (albo dostęp do ich wyników) na dużą skalę, aby wyeliminować podejrzenia o zbieg okoliczności i potwierdzić to, co zostało odkryte w kontekście żywienia człowieka.
Badanie chińskie – atlas nowotworów
W latach 70-tych XX wieku umierający na skutek choroby nowotworowej premier Chin Zhou Enlai zlecił wykonanie ogólnokrajowego badania mieszkańców mającego zebrać wszelkie dostępne informacje na temat chorób nowotworowych. Skala badania była niebywała – obejmowało 880 mln ludzi. W jego przeprowadzenie zaangażowanych było 650 tyś. urzędników państwowych. Efektem badania było stworzenie atlasu nowotworów pokazującego, w których regionach Chin jakie nowotwory występowały najczęściej, a jakie najrzadziej lub wcale.
Badanie poza swoją skalą miało jeszcze jedną wyjątkową cechę, 87% populacji Chin stanowili Hanowie, ta sama grupa etniczna, z tymi samymi predyspozycjami genetycznymi. W interpretacji wyników odpadał więc argument o wpływie genów na wskaźniki zachorowalności w poszczególnych prowincjach.
Przedstawione podsumowanie badania wyraźnie wskazało dużą korelację zachorowalności na poszczególne typy nowotworów z położeniem geograficznym. W prowincjach o najwyższych zachorowalnościach nowotworów było nawet 100 razy więcej niż w regionach o najniższych zachorowalnościach. Ponieważ społeczeństwo chińskie było stosunkowo homogeniczne oczywistym było, że przyczyn takich dysproporcji zachorowalności należy szukać w czynnikach środowiskowych.
Badanie chińskie – przyczyny chorób cywilizacyjnych
Mając na uwadze tak duże dysproporcje zachorowalności na nowotwory w różnych prowincjach Chin przystąpiono do dalszych badań, skupiając się na czynnikach środowiskowych. W rejonach reprezentujących najbardziej skrajne wyniki badań przeprowadzono ankiety i analizy krwi dla 6,5 tyś. ludzi. Badano próbki żywności w sklepach i na targowiskach, obserwowano co ludzie jedzą, pobierano próbki moczu.
Atlas chiński zawierał zestawienie ponad sześćdziesięciu chorób, których występowanie było silnie skorelowane z lokalizacją geograficzną. Gdy na tę mapę nałożono wyniki badań środowiskowych wyłoniły się dwie wyraźnie grupy chorób: choroby biedy i choroby dobrobytu (cywilizacyjne).
Pierwsze grupa (choroby biedy) to: zapalenie płuc, zaburzenia trawienia, gruźlica, choroby pasożytnicze, wrzody trawienne, gorączka reumatyczna, powikłania porodowe. Są one spowodowane, jak sama nazwa wskazuje biedą. Wynikają ze złych warunków higienicznych, sanitarnych i niedożywieniem. Druga grupa (choroby dobrobytu) to: rak (odbytu, płuc, piersi, mózgu, żołądka, wątroby, białaczka), cukrzyca, choroba niedokrwienna serca. Z czego one wynikają? Na pewno nie ze złych warunków higienicznych (notowane są w zamożnych rodzinach) i nie z niedożywienia…
Na podstawie tych dwóch grup chorób (biedy i dobrobytu) rysuje się pewna zależność. Ludzie wraz z rozwojem i wzrostem stopy życiowej zmieniają swoje nawyki żywieniowe. Wraz ze zmianą żywienia i stylu życia zmieniają się choroby, które ich trapią, pojawiają się choroby cywilizacyjne.
Dobrym przykładem jest obserwacja emigrantów, którzy licznie przybywali do Ameryki. Zwykle ich pierwsze pokolenia były zdecydowanie zdrowsze, rzadziej zapadały na choroby cywilizacyjne niż kolejne pokolenia, ich dzieci i wnukowie. Wraz z adoptowaniem się do lokalnych warunków przejmowali lokalne zwyczaje żywieniowe zapadając jednocześnie na lokalne choroby. Obserwacja ta pokazuje zależność między stylem życia a zapadalnością na choroby cywilizacyjne.
Badanie chińskie – cholesterol
Odkąd pamiętam cholesterol zawsze był w centrum uwagi, jest to jeden z parametrów, na który zwracamy uwagę odbierając wyniki analizy krwi. Badanie chińskie potwierdziło znaczenie jego poziomu na kondycję organizmu, a konkretnie na ryzyko zachorowalności na choroby dobrobytu (cywilizacyjne). Podczas badań zaobserwowano silną zależność między poziomem cholesterolu endogennego (produkowanego w organizmie przez wątrobę) a ryzykiem zachorowalności na takie choroby jak rak wątroby, odbytu, jelita grubego, płuca, piersi u kobiet i białaczki.
W miarę wzrostu poziomu cholesterolu we krwi umieralność na te choroby również rosła. W badaniu sprawdzano poziomy obydwu rodzajów cholesterolu: HDL („dobry”) i LDL („zły”), wyższy poziom LDL wiązał się bezpośrednio z chorobami cywilizacyjnymi.
Jaki jest właściwy, nieklasyfikujący nas do grupy ryzyka poziom cholesterolu? Nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi, w Stanach Zjednoczonych norma cholesterolu to 170-290mg/dL, a jego średni poziom wynosi 215mg/dL. Średni poziom cholesterolu we krwi dla osób przebadanych w ramach badania chińskiego wynosił 127mg/dL. Różnice w poziomach są ogromne, ich przyczyną mogą być czynniki środowiskowe – głównie dieta. W Chinach zaobserwowano, że nawet obniżenie poziomu cholesterolu ze 170mg/dL do 90mg/dL wiązało się ze zdecydowanie rzadszym występowaniem chorób dobrobytu.
Tak niski poziom cholesterolu (90mg/dL) jest praktycznie „poza zasięgiem” osób stosujących zachodnie standardy żywieniowe. Z drugiej strony umieralność na choroby związane z zaburzeniami układu krążenia u mężczyzn w Stanach Zjednoczonych jest siedemnaście razy wyższa niż u mężczyzn chińskich, a Amerykanki umierają na raka piersi pięć razy częściej niż Chinki z niskim poziomem cholesterolu. Powiązanie poziomu cholesterolu z zapadalnością na choroby cywilizacyjne jest bardzo widoczna.
Powstaje pytanie: jakie składniki diety wpływają na tak skrajnie różne poziomy cholesterolu? Klasyczna medycyna odpowie, że spożywanie cholesterolu egzogennego (znajduje się w spożywanym jedzeniu) i tłuszczów nasyconych – obydwa składniki znajdują się w produktach odzwierzęcych. Jednak wyniki badań na zwierzętach i obserwacje z badania chińskiego wskazują na jeszcze jednego winowajcę – białko. Spożycie białka w wiejskich rejonach Chin (najniższy poziom cholesterolu) było na poziomie 7,1 grama dziennie, w Stanach Zjednoczonych wynosi ono średnio 70 gram, czyli blisko dziesięć razy więcej!
Chcąc zyskać dodatkową pewność T. Colin Campbell wykonał kolejne badania wpływu spożycia białka na poziom cholesterolu we krwi. Okazało się, że białko miało nawet większy wpływ na jego poziom niż tłuszcze nasycone i cholesterol egzogenny. Spożywanie białka pochodzenia zwierzęcego podwyższało poziom cholesterolu we krwi, dla odmiany białko roślinne obniżało.
Podsumowując wyniki badań dotyczących cholesterolu. Istnieje wyraźna zależność między poziomem cholesterolu i ryzykiem zapadalności na choroby cywilizacyjne, im wyższy jego poziom tym większe ryzyko zachorowalności. Nie ma jednego uniwersalnego, idealnego poziomu cholesterolu we krwi, z jednej strony poziom 150mg/dL może się wydawać dobrym wynikiem, a z drugiej nawet obniżenie jego poziomu z 170 mg/dL do 90 mg/dL wiąże się ze znacznym zmniejszeniem zapalności na choroby cywilizacyjne. Na podwyższenie poziomu cholesterolu we krwi oprócz tłuszczów nasyconych i cholesterolu pokarmowego wpływ ma spożywanie białka pochodzenia zwierzęcego.
Skąd się biorą choroby cywilizacyjne?
Jaki więc tak naprawdę mamy wpływ na nasze zdrowie? Czy faktycznie jesteśmy „skazani” na los zgotowany przez nasze predyspozycje genetyczne? Czy warunki w jakich żyjemy, a przede wszystkim to, co spożywamy ma jakikolwiek wpływ na ryzyko zachorowania? Jeżeli tak, to jak znaczący jest to wpływ?
Obserwacje poczynione w ramach programu dożywiania dzieci na Filipinach pokazały zależność między wysokobiałkową dietą zachodnią a ryzykiem zapadalności na raka wątroby. Kilkuletnie eksperymenty na zwierzętach udowodniły, że za pomocą diety (ilość białka) można „sterować” rozwojem nowotworu. Dieta niskobiałkowa (5%) nie dość, że zapobiega inicjacji choroby, jest również skuteczna na jej bardziej zaawansowanych etapach rozwoju.
Badanie chińskie, które swoim rozmiarem nie ma sobie równego pokazuje, że u ludzi o zbliżonych predyspozycjach genetycznych rodzaj spożywanego pokarmu ma zasadniczy wpływ na ryzyko zachorowalności na choroby cywilizacyjne. Wszystkie te badania i obserwacje mają wspólny mianownik – białko. Wraz ze wzrostem spożycia białka odzwierzęcego (powyżej 5%) poważnie wzrasta ryzyko zachorowalności na choroby cywilizacyjne. Równocześnie wyższe spożycie białka pochodzenia roślinnego nie podwyższa, a wręcz obniża (cholesterol spada) ekspozycję na choroby.
T. Colin Campbell całe swoje życie poświęcił najpierw na badania, a później edukowanie ludzi o tym „białkowym fenomenie”. Na skutek poczynionych badań i obserwacji w pewnym momencie przestał jeść mięso, a kilka lat później nawet nabiał. To samo zrobiła jego najbliższa rodzina. W czasie, gdy piszę ten artykuł T. Colin Campbell ciągle żyje, ma 81 lat, jest bardzo aktywny fizycznie i cieszy się niebywałą bystrością umysłu.
Czy ja przestanę jeść mięso? Dobre pytanie – choć już jem go mało, to nie wiem. Od dziecka karmiony byłem typowym „zdrowym jedzeniem”. Podobnie jak T. Colin Campbell wychowałem się na farmie, jadałem jaja, mięso i codziennie pijałem mleko bezpośrednio po udoju. Podobnie jak u Colin’a moi rodzice również odeszli wcześnie z powodu chorób cywilizacyjnych. Trudno się tak nagle przestawić. Z drugiej strony z każdą przeczytaną książką, publikacją w mojej głowie wyłania się coraz czarniejszy wizerunek żywności odzwierzęcej, obraz z coraz ciemniejszą twarzą…
Pamiętam, że jeszcze kilka lat temu uważałem, że wegetarianie tyle troski wkładają w pozyskiwanie wiedzy i samodzielne przygotowywanie posiłków, ponieważ bez mięsa trudno jest się zdrowo odżywiać. Teraz rysuje się inny obraz, jednym z powodów, dla których wegetarianie nie jedzą mięsa jest właśnie to, że tak dużo wiedzą o zdrowym odżywianiu i mięso niekoniecznie wpisuje się w ten scenariusz. Dodatkowo ograniczenie spożywania produktów odzwierzęcych wiąże się z troską o środowisko naturalne. Wyprodukowanie żywności roślinnej wymaga o wiele mniej zasobów naturalnych (woda, gleba) i produkuje o wiele mniej zanieczyszczeń.
Zdrowe odżywianie to proces, powinien nam towarzyszyć całe życie. W ramach tego procesu uczymy się i zdobywamy doświadczenia – choćby poprzez obserwację własnego zdrowia i samopoczucia. Jestem przeciwnikiem radykalnych zmian, wolę ewolucję niż rewolucję. Dlatego w swoim życiu nawyki żywieniowe zmieniam stopniowo.
Kilka lat temu zrezygnowaliśmy z białego pieczywa i innych „oczyszczonych” produktów. W naszej rodzinie jemy produkty pełnoziarniste. W międzyczasie znikał cukier (obecnie żona używa go jedynie do pillingu), oczyszczone oleje zastąpiliśmy nierafinowanymi, wyciskanymi na zimno. Teraz akurat czytam dużo o białku – stąd ten artykuł. Jednak z każdym zdobytym fragmentem wiedzy, zaczyna się to układać w jakąś całość i podświadomie coraz rzadziej sięgam po mięso.
Zupełnie niedawno, w pierwszy słoneczny weekend tej wiosny robiliśmy pierwszego w tym roku grilla i z wielkim żalem (a może nadzieją) muszę stwierdzić, że kiełbasa nie była już tak smaczna…
Nie wiem, czy udało mi się Ciebie przekonać do tego, że nie jesteśmy “skazani” na nasze geny. Mam jednak nadzieję, że przynajmniej w Twojej głowie zostało zasiane ziarenko, które może kiedyś wyda obwity plon.
Tego oraz zdrowia gorąco Ci życzę 🙂
Możesz być na bieżąco z tym, co się dzieje na blogu – zapisz się na newsLetter – okienko poniżej. Raz w tygodniu otrzymasz maila z linkami do nowych artykułów bezpośrednio na Twoją skrzynkę pocztową 🙂
Geny są źródłem naszych chorób, ale nie powiedziane, że będziemy mieli problemy przez nasze geny
A ja mam takie pytanko. Skąd zatem biorą się guzy nowotworowe u noworodków? Sama osobiście znam przypadek kiedy to dziewczyna urodziła dziecko z rakiem.
Witaj Aniu na naszym blogu! Oczywiście nie można wszystkiego “wkładać do jednego worka”, każdy przypadek może być inny, jednak ja jestem zdania, że zdrowi ludzie rodzą zdrowe dzieci (dotyczy również tatusiów). I nie mam tu na myśli tylko okresu ciąży (dbanie o siebie, zdrowe odżywianie, itd). Na poczęcie i urodzenie zdrowego dziecka pracujemy dużo wcześniej, na to w jakim stanie jest nasze ciało (i geny) ma wpływ całe nasze życie. Dlatego tak ważne jest budowanie świadomości dbania o siebie u młodych ludzi, którzy niebawem będą myśleli o zakładaniu rodziny. O wadze odżywiania w okresie ciąży pisała Tatiana w artykule o żywieniu niemowląt: https://www.wiecejnizzdroweodzywianie.pl/zywienie-niemowlat-wprowadzenie/
Dobra wiadomość jest taka, że nawet jak popełniliśmy jakieś “grzeszki młodości” (wszyscy je popełniamy) to są sposoby na odwrócenie zmian, na regenerację organizmu i np. przygotowanie się na poczęcie i urodzenie zdrowego potomstwa. Na blogu jest podcast dotyczący postu Daniela (dieta Ewy Dąbrowskiej), jest tam wiele przykładów tego, jak dietą możemy uleczyć wiele schorzeń, odwrócić zmiany, których “dorobiliśmy się” niezdrowym stylem życia: https://www.wiecejnizzdroweodzywianie.pl/021/
Pozdrawiam serdecznie,
Dziękuję za odpowiedź. Pozdrawiam 🙂